gru 09 2014

Pierwsze koty za płoty


Komentarze: 0

Okej, sorry, ale pierwszy tydzień pracy był dla mnie nie do przerobienia i dni wolne spędziłam chillując, nie wysilając zbytnio brain'a... 
Mówi się, że kto nie pracował w gastronomii, nie zna życia. Z tym życiem to bym nie przesadzała, ale no niech ktoś kiedyś spróbuje powiedzieć, że praca na pool barze w 5* hotelu jest prosta to zacznę z nim taką polemikę, że mu sie odechce!!! 
A prawda jest taka, że zależy z kim się jest na zmianie, jakie ta osoba/te osoby mają podejście i oczywiście jak bardzo jest 'busy' na 'floorze'. W moim przypadku na pool barze trzeba ogarniać wszystko: wzorki na kawach, wrapy, bufet, stoliki, memberów, gości, spa-gości, połączenie z kuchnią, kuchnię barową, rachunki i odpowiedzi na pytania o każdą możliwą rzecz dotyczącą całego hotelu. Brzmi spoko, ale jak się tam stoi (chociaż w sumie nie stoi tylko lata) to czasem nie wiadomo w co ręce włożyć... Na szczęście workmates są pro i wiedzą, że nie ogarnę systemu płatniczego w 3 dni (i wszystkich jego funkcji, przekierowań, sposobów zapisu i rozliczania) więc cieprliwie odpowiadają na moje pytania, pomagają i jest fajnie. Mimo że ciężko, jest FAJNIE!! O ile panuje porządek. Ale niestety łatwo z tego porządku wyskoczyć... Wtedy przychodzi czas na chill i słowa "spokojnie, damy radę, trzeba tylko podrkęcić tempo" - nastaje podział obowiązków, każdy wie co robić i już jest ok. 
Hotel jest na tyle duży i ma tyle przejść, że jeszcze nie zawsze do końca trafiam, gdzie powinnam :DD Ale fajne jest to, że do 8 godzin pracy dorzucone jest 30 minut na obiad/kolacje (zależy od zmiany) zapewnianą w hotelowej kantynie pracowniczej i ku mojemu zaskoczeniu żarcie jest też pro - dużo warzyw, tuńczyczek, jakiś deserek czy owocki no i japa się cieszy. Mam też własną osobistą szafkę zamykaną na rozje... popsuty zamek, ale jest! więc nie muszę taszczyć łachów ze sobą tylko je zostawiam i o nic się nie martwię. 
Staff też jest w miarę spoko. Tzn. tak, nie zdziwi nikogo fakt kiedy powiem że ludzie niżsi funkcją są bardziej spoko od tych wyżej postawionych. Kuchnia - zajebista, pool bar - doskonały, attendenci - wyluzowani, uśmiechnięci. Wiadomka, że podlega się menegerowi, ale ważne, żeby dobrze żyć z tymi, z którymi ma się styczność na bieżąco. No i poszczęściło mi się, bo jestem bardzo zadowolona ze swojej ekipy - super typiarze!! I dziękuję im bardzo za bycie super! 
Do pracy dygam pieszo, oczywiście już od frontu, bo do wejścia staffu mam za daleko. Grunt to nie zapomnieć słuchawek i muzyki, która pozytywnie nastraja - wchodzisz do pracy z bananem na ryju i od razu wszyscy są milsi (albo wydają się być milsi).
A propos bycia miłym... Jeśli ktoś nie był w Anglii to raczej nie wie, że tu nagminnie pyta się wszystkich na wejście "Are you allright?" lub "Are you ok?". Nauczyłam się odpowiadać tylko "Hiii, im ok, thanks", bez żadnego "and you?", bo mnie to po prostu osobiście drażni. Tak z każdym kto przyłazi: "jest spoko?" - "spoko, dzieki, a u ciebie?" - "spoko, dzieki". No jakoś wersja hiszpańska z "Hola, que tal?" bardziej mi podchodzi... Ale z drugiej strony muszę przyznać, że dzięki temu tworzy się taką jakby bliższą atmosferę, w sensie... Że nie jest się sobie tak obcym jak to jest u nas w PL. No bo tak przekładając na wersję polską, to u nas nikt z obsługi w restauracji nie zapyta Cię od razu "Witam, jak tam mija Pani dzień?", bo klasyczny polski Kowalski pomyślałby "A ch*j Cie to obchodzi?". A tu po prostu to "Are you allright?" jest doklejone z automatu do "Hi!" i jest friendly, jest jakiś wstęp, podkład pod rozmowę nawet z kompletnie obcymi ludźmi. Pierwszego dnia to było dla mnie dziwne, że chłopak z baru do tych bogatych dziadków "heyah, you allright?". Ale oni odpowiadali każdorazowo z uśmiechem. Tak samo jak zabieram filiżanki/talerze ze stolika - każdy dziękuje i mówi, że to 'lovely' (czyli 'świetnie'). Tutaj plus za kulturę, pozytywne i przyjazne nastawienie. Więc mimo, że to jest irytujące dla mnie prywatnie (co wyjdę z pokoju w domu to współlokatorka mnie pyta "you allright?" - no kurde nic od godziny się nie zmieniło, w końcu siedzę w pokoju...), ale przyjmuję to za przyjemny zwyczaj dodający ciepła i bliskości, w sensie "znaleźliśmy się razem w tym samym miejscu, nasze drogi się przecięły, bądźmy dla siebie uprzejmi". O, tak bym to zostawiła. Może macie inne odczucia?? Może też spotkaliście się z czymś takim, ale Wam się wydaje inaczej?? Jesli tak, napiszcie do mnie, podyskutujemy ;))
Noooo to by było tyle, bo muszę się jeszcze dzisiaj nauczyć pulpitów systemowych. Mam nadzięję, że dzięki powyższym informacjom trochę wybaczycie mi moją absencję... Z każdym dniem będzie mi łatwiej znajdywać chwilę, żeby coś popisać, bo teraz naprawdę mam wiele do nauki - menu, drinki, kanapki, oferty... Jak juz wspomniałam, trzeba wiedzieć wszystko, a samo się nie zrobi. Ściskam ;**

gazelcia901 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz